poniedziałek, 20 lutego 2012

Odchodzę.

Nieodwołalnie. Nie mam ochoty już pisac. Myślałam, że mi to pomoże, ale pisałam notkę o dzisiejszym dniu 5 razy, próbując, żeby była jakaś zabawna, wesoła. Ale nie potrafię. Jeszcze na Optymistycznym Pesymiźmie Kicia napisała kiedyś, że moje notki są tymi beztroskimi, pokazującymi jak fajnie jest w SGJ. Ale potem pojawił się Bartek K., przestałam przyjaźnic się z Kornelią, nawrót choroby. Lecz najgorzej nie było, dało się przeżyc. Teraz się to zmieniło... A dokładniej o moim odejściu zadecydowało dzisiejsze wydarzenie. Na przerwie chciałam się pociąc... I pier**le, nagle wszyscy mnie lubią, przekonują, że to głupie. I co z tego? Moje ciało, robię z nim co chcę. Na każdej przerwie oni to robią, każda rana symbolizuje jedną raniącą mnie chwilę. Dwie osoby, które i tak nazywam przyjaciółmi, niszczą mi wewnętrznie życie. Izuś chciała jednej z nich o tym powiedziec, ale po co? Wolę, żeby robili to dalej, nie mieszam się w życie innych. Wolę, kiedy to mnie boli, a ich nie.
Chcę wyzdrowiec - chyba tylko to marzenie nie zmieniło. Bez zbędnego przedłużania... Lisek zostaje adminem, wejdź na mój profil, komentuj blogi, które obserwuję. Anka i Marcin niech dalej piszą, teraz ty, Lisiu, tu rządzisz. Rób co chcesz. Proszę cię tylko o jedno - zostaw moje notki, jeśli chcesz, ale usuń resztę rzeczy świadczących że tu kiedykolwiek byłam. Możesz zmienic adres bloga, wszystko. Ale zapomnijcie o mnie, chcę zacząc wszystko od nowa.
Do tych co czytali - przepraszam za mój pesymistyczny tok myślenia, dowalanie, zmiany nastroju. Dziękuję za to że i tak ze mną wytrzymaliście. Żegnajcie. Jako autora - na zawsze.

4 komentarze:

  1. Nie mam pojęcia jak to skomentować.
    Pocieszać? Ale po co, i tak nic się tym nie osiągnie.
    Namawiać do powrotu? Tak samo, działanie z góry skazane na porażkę, to Twój blog i Twoja decyzja. Oby tylko była właściwa.
    Gdy wszyscy o Tobie zapomną, to tak, jakbyś nigdy nie istniał.
    Nie rań się jeszcze bardziej!
    Czasami bywa tak, że już nie możesz i musisz, i wtedy jest to prawdziwe, desperackie cięcie się, które pomaga. Ale wyrafinowane ranienie się żyletką jest, nie obraź się, ale pozerskie.
    Gdy naprawdę potrzebujesz bólu, bo już nie możesz, musisz, to tniesz się potłuczonym szkłem, bombką, rozdziabujesz cyrklem. W samotności, by bolało, naprawdę bolało! A potem ukrywasz to, cienkie kreski piekę cię jeszcze długo - to jest prawdziwe cięcie z konieczności.
    Żyletką w ogóle nie boli.
    Nie jesteś typem, który się niszczy, ale co ja mogę wiedzieć, nie znam Ciebie, znam tylko te notki, zbiórki liter, ponoć optymistycznych.
    Wszystko jedno.
    Rób, co uważasz - to Twoje życie, jedyna rzecz, którą tak naprawdę masz na własność, więc dobrze z niej skorzystaj.

    Zdrowia.

    Witaj... Lisku...

    OdpowiedzUsuń
  2. CIEBIE CHYBA POWALIŁO?!?!?!
    to była ostatnia więź łącząca moje i twoje sprawy.
    teraz pewnie nie będziemy nawet miały okazję pogadać.
    Tak więc... ekhm...żegnaj?

    OdpowiedzUsuń
  3. A no i mam rady na przyszłość:
    1.słuchaj najbliższych, oni chcą ci tylko pomóc.
    2.no i jak ktoś ci niszczy życie, to podejdź do niego i pierdolnij mu to prosto w twarz. Ode mnie.
    3.Zdecyduj się, czy tniesz się dla szpanu, żeby ludzie widzieli, ile osób cię zraniło, czy tniesz się, bo naprawdę nie umiesz sobie poradzić. Przyznam, że oba powody są głupie, bo każdy problem da się rozwiązać. po prostu znajdź sobie kogoś mądrzejszego od siebie. Albo głupszego. oba działają.
    Pamiętaj, przez ostatnie 6 lat znosiłam wiele z twoich humorów-nie humorów, słuchałam cię, pomagałam ci i chociaż bardzo bolało, gdy przestawałaś się do mnie odzywać, kochałam cię i chciałam dla cb jak najlepiej.
    Więc jeżeli znajdziesz jakiegoś porąbanego głupka, który nie rozumie, jak wartościową istotą jesteś, to weź ciężki kamień i po prostu rozbij mu głowę.

    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. "Moje ciało robię co chce". Weronika! Przestań! Ja do tej pory mam z tym problemy, to uzależnia!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz :)