środa, 29 lutego 2012

piątek, 24 lutego 2012

Dziwny i straszny...

Dzieeeeeeń dobry! Zacznijmy od spraw organizacyjnych. Więc będę dodawał posty co tydzień (w piątek, sobotę lub niedzielę). Chyba że będzie coś ultra mega zajebistego, to piszę inaczej. BUJA!

Poniedziałek był w mojej świadomości końcem tygodnia... Lekcje spoko, dużo luzu. Powiem dlaczego. W SGJ co roku jest Dzień Kultury Angielskiej, więc opisujemy kraje w których językiem ojczystym/urzędowym jest angielski. W tym roku padło na nas. Braliśmy udział w przedstawieniu całą klasą więc próby we wtorek i środę sprawiły że cały dzień na próbach. Dużo robiłem jak na pierwszą klasę. Brałem udział w głównej roli w tym wystąpieniu, mówiłem tekst o sporcie na 1/4 strony, potem śpiewałem "Where the wild rose grow" . Ogólnie świetnie nam to wyszło. We wtorek dostałem zjebkę od taty, że niby się nie uczę -,- . Foch na 2 dni :D . Oceny mam dobre, ale rodzice mieli lepsze i ich chore ambicje każą mi kuć jeszcze więcej -.-. Efekty? Korki praktycznie na przestrzeni całego tygodnia :C .

Super słit,  A TU WERA SIĘ POCIĘŁA ;C .
Zaczęło się w sumie w niedzielę. Jakiś taki zwykły dół, jeszcze jej pojebana psiapsiuła się zaczęła ciąć, bo jakiś macho ją rzucił i ona się też zaczęła. Ja do niej, co ty odpierdalasz? Na początku nie brałem na serio, ale w poniedziałek miała 15 cięć -.- Wgl, mieliśmy niezły zonk z Emi, Izką i Anią co robić. Zaczęliśmy grozić pocięciem, ale ona się wydarła na nas że nie :C . Już wszystko wypróbowaliśmy, ale nic nie pomaga, słowem moja dziewczyna utonęła w kompleksie... Chyba w pon nakabluje pedagog, tak wiem że to chamskie... ale nie widzę nic innego. Po za tym co za zj... nieodpowiedzialny argument, że to moje ciało?? Potem jak będą blizny będzie piękna pamiątka po okresie dojrzewania... Sprawia mi to ulgę, przyjemność... Ta, zwłaszcza jak płakałaś z bólu... Już sam chciałem, ale nie... Kali nie być emo, Kali być szczęśliwy. Czasem myślę o samobójstwie, ale nie teraz, nie jestem przygotowany, po za tym mam dla kogo żyć. Fakt, niektórzy ludzie mnie dobijają, ale ogółem jest ok. No to spk, chyba już wszystko, najwyżej editke zrobimy. Pa :) .


PS Sory za dużo wulgaryzmu.  

poniedziałek, 20 lutego 2012

Odchodzę.

Nieodwołalnie. Nie mam ochoty już pisac. Myślałam, że mi to pomoże, ale pisałam notkę o dzisiejszym dniu 5 razy, próbując, żeby była jakaś zabawna, wesoła. Ale nie potrafię. Jeszcze na Optymistycznym Pesymiźmie Kicia napisała kiedyś, że moje notki są tymi beztroskimi, pokazującymi jak fajnie jest w SGJ. Ale potem pojawił się Bartek K., przestałam przyjaźnic się z Kornelią, nawrót choroby. Lecz najgorzej nie było, dało się przeżyc. Teraz się to zmieniło... A dokładniej o moim odejściu zadecydowało dzisiejsze wydarzenie. Na przerwie chciałam się pociąc... I pier**le, nagle wszyscy mnie lubią, przekonują, że to głupie. I co z tego? Moje ciało, robię z nim co chcę. Na każdej przerwie oni to robią, każda rana symbolizuje jedną raniącą mnie chwilę. Dwie osoby, które i tak nazywam przyjaciółmi, niszczą mi wewnętrznie życie. Izuś chciała jednej z nich o tym powiedziec, ale po co? Wolę, żeby robili to dalej, nie mieszam się w życie innych. Wolę, kiedy to mnie boli, a ich nie.
Chcę wyzdrowiec - chyba tylko to marzenie nie zmieniło. Bez zbędnego przedłużania... Lisek zostaje adminem, wejdź na mój profil, komentuj blogi, które obserwuję. Anka i Marcin niech dalej piszą, teraz ty, Lisiu, tu rządzisz. Rób co chcesz. Proszę cię tylko o jedno - zostaw moje notki, jeśli chcesz, ale usuń resztę rzeczy świadczących że tu kiedykolwiek byłam. Możesz zmienic adres bloga, wszystko. Ale zapomnijcie o mnie, chcę zacząc wszystko od nowa.
Do tych co czytali - przepraszam za mój pesymistyczny tok myślenia, dowalanie, zmiany nastroju. Dziękuję za to że i tak ze mną wytrzymaliście. Żegnajcie. Jako autora - na zawsze.

sobota, 18 lutego 2012

Kulig ! :)

Wczoraj pojechaliśmy na kulig z klasą i inną szkołą do Runowa .
Pojechałam autobusem i prawie się spóźniłam. Byłam dokładnie o 10. Były 2 autobusy. W pierwszym była inna szkoła i inne klasy i kilka osób z naszej klasy. Po ok. 15 minutach byliśmy na miejscu. Najpierw przyjechał kulig i wziął 1 grupę. A my mieliśmy ognisko. Upiekłam tylko kilka pianek. Po mniej więcej 30 min. Konie i sanie wróciły i pojechaliśmy my,  czyli ja, Daria, Hela, Agata, Kamil, Piotrek, Patrycja, Marka, Łukasz, Oskar i więcej nie pamiętam. Ja z Darią jako pierwsze się wywróciłyśmy, ale szybko się pozbierałyśmy i wsiądłyśmy. Potem przy następnym zakręcie wywróciłyśmy się i ostatnie sanki (Agata, Hela, Kamil, Piotrek) I w tym czasie chłopacy się z nami zamienili. Dalej normalnie jechaliśmy ale oni ciągle się przewracali. I oczywiście wszyscy rzucali się śnieżkami. Ja nie, bo od wody moje rękawiczki robią się brudne i zmieniają kolor. :/ Wróciliśmy i zrobiłam sobie kiełbaskę. :) Kilka osób zauważyło, że jestem nadal sucha i chcieli mnie umyć. Ale jak mnie złapali za ręce za nogi już się nie udało. Potem Ada się do nich dołączyła i lekko dostałam śniegiem, ale ktoś tak mocno ubił śnieg i walną mnie nią w twarz i w brzuch. I przez jakieś 15 min bolało. No i tyle. O 13.15 wyjechaliśmy (każdy mokry) i o 13.40 byliśmy. Szkoda, że nie wcześniej, bo uciekł mi autobus :/ i musiałam pół godz. Czekać. W końcu autobus przyjechał i wróciłam do domu. To na tyle. Pa :*

środa, 15 lutego 2012

Początek tygodnia u Wery.

'Początek tygodnia' w środę... Pewnie mądrzy ludzie domyślili się, że opiszę wszystko od poniedziałku. Ja bym o tym nie pomyślała, ale to dziwne nie jest. Wera nie rozumuje. Nigdy! Więc moje komentarze nie zawsze są błyskotliwe i zrozumiałe dla tych co nie są Liskiem albo Marcinem. Dziwne, że dla Lisia wszystkie moje głupie i niezrozumiałe wywody zawsze mają sens. Te 13 lat robi swoje.
Oki-doki-loki. Poniedziałek. Pamiętam, że nie było Anki, ale mimo to było fajnie. Przerwy spędzone z... hym... Marcinem, Emi i Bartkiem P. Ostatniemu nie chciało się mnie słuchac, ale zbytnio mnie to nie obchodziło. Zobaczyłam się z Cinkiem pierwszy raz od środy w pierwszym tygodniu ferii, więc ogólny zaciesz. Hym... Co jeszcze było? Jak szliśmy na wf Emi się przypomniało, że nie zapłaciła za teatr, więc nie podręczyłam Bartka P. moją rękawiczką. A szkoda.
Wtorek, Walentynki. Nie wiem czy z dużej, czy z małej się to pisze, ale szczegół. Pojechaliśmy do wspomnianego wcześniej teatru na jakieś przedstawienie. Z Paulą nie mogłyśmy z tego. Udawałyśmy, że krzyczymy do kobiety, która grała Pestkę, modliłyśmy się, żeby się skończyło i obiecałyśmy sobie, że będziemy chodzic do kościoła. Może Paulina, ja za nic. :D
Jak jechaliśmy autobusem to 3/4 osób z klasy składało życzenia dla Liska, które potem wysłałam jej esem. Max zabrał mi fona, bawił się nim, potem Marcin też. W drodze powrotnej nic nie ogarniałam. Opierałam się o szybę i pisałam trochę z Lisiem.
Potem poszliśmy gdzieś z Marcinem. Fajnie było. ;3 Kocham go wywalac na śniegu. Po dwóch godzinach <około> zadzwoniłam do mamy, która teraz zamiast grozic mi 'Zabiorę ci kota!' mówi: 'Powiem tacie!'. Oczywiście, o tym że mam 'kolegę'. Psychika mojej mamy nie pojmuje tego, że jej córka ma chłopaka. Od razu chcę przeprosic Boba Marleya <nie przewracaj się w grobie!>, Ras Lutę i Habakuka (najlepsi <33), bo żeby zdobyc płytę dla Cinka wmówiłam rodzicom, że zaczęłam słuchac heavy metalu (śmiech na sali). Ogólnie wtorek średni, ale dało się przeżyc.
Dzisiaj. Ciągle obserwowałam 'dwie osoby' i mówiłam do Luizy po każdym przytuleniu z kimkolwiek 'Szybko się uczę' z miną: :/. Na jakiejś przerwie Emi z Pauliną kłóciły się z Izą o mnie, a potem dwie ostatnie z Mają jeszcze mnie podnosiły. Zdecydowanie najlepsza przerwa, gdyby nie właśnie te 'dwie osoby'. Zresztą zapewne jeszcze trzecia do nich dojdzie. Będę sobie musiała ich zapisywac.
Co jeszcze było? Próba na przedstawienie o Australii na angielskim i po lekcjach. Na tej drugiej Paulina, Maja, Michał i reszta osób z wyjątkiem mnie i Moniki miała zajar z piłki. Dzieci nigdy na piłce nie skakały -,- Ogólnie to było nas 7/16 osób, bo niektórzy uznali, że nie przyjdą, bo: a. nie mogą, b. mają krótkie kwestie albo c. nie chce im się. Tak na prawdę to wszyscy myśleli o odpowiedzi c, ale wmawiali a lub b. Dzisiaj jaki humor? Chyba niezły, tylko muszę skończyc z obserwacją tych osób, bo będę miała paranoję. Wynajmę kogoś, żeby robił to za mnie, muszę od tego odpocząc...
Oki, to tyle. Paa.

sobota, 11 lutego 2012

Kilka ostatnich dni ferii

Hejka ! Co tam u was? ^^

Przez te ostatnie 3 dni ferii nic takiego ciekawego nie robiłam.
A właściwie krótko wam napiszę .

PIĄTEK 10.02.2012.
Namalowałam ostatni z moich 4 obrazków Pt. „Cztery Pory Roku” A.Vivaldi. Było to lato. Jak zawsze rysowałam je ok.4 godz. Starałam się.
Jak wam się podoba? (Nie chciało mi się wszystkich obrabiać, więc macie tylko Zima, tematycznie)


Następnie o 17 (chyba) poszłam do Wery ^^.  .YaY.
Zaprosiła mnie na HORROR. No i wiecie co. To było HORROR. Prawdziwy. A nie to co oglądałyśmy z Anką i Werą. Tytuł brzmi (nie pamiętam, ale ja Wera to przeczyta to edytuje i wpisze :P ). No i ja ogólnie przez drugie pół filmu miałam zakryte oczy. NO oprócz rzecz jasna 13 scenie. :P Nie będę tego tłumaczyć bo weźmiecie mnie za … (nie wiem jak to nazwać, ale kogoś dziwnego, może zboczonego, nie chce mi się wymyślać przymiotników i rzeczowników). Ale w tym filmie był taki jeden słodki chłopak, po prostu (ideał nie do końca, ale b. fajny). Dalej głównym bohaterem był kosmita z tyłem głowy dyni w czerwonej jednoczęściowej pidżamce i z WORKIEM NA ZIEMNIAKI, a nie na śmieci Wera, bo worki na śmieci są z plastiku a nie z materiału, ale żeby był kompromis zadecydowałyśmy, iż ów przedmiot jest workiem na pranie (jakkolwiek to wygląda). Dalej zadzwoniłam po mamę żeby po mnie przyszła, bo się tak bałam. Ale jak to moja mama poszła sobie gdzieś bez telefonu. No i mój kochany brat po mnie przeszedł. No i tyle. Z wczoraj.

SOBOTA 11.02.2012.

Wstałam o 10. O 11.10 umyłam się ubrałam i zaczęłam dzień. Miałam posprzątać mój pokój z przyborów malarskich, które leżały od wtorku 1 tyg. Ferii. I naszło mnie na sprzątanie. Więc posprzątałam a raczej ogołociłam mój pokój.  Bo zawsze jak sprzątam z mojego pokoju ubywa połowa przedmiotów. Teraz zostało na tym, że jedna półka w szafie jest pusta i większość mojej nadbiurkowej półki . Trwało to mniej więcej od 12 do 18. Razem z wszystkimi pracami domowymi, czyli zmyciem podłóg, wywieszeniem prania i opcjonalnie zmyciem naczyń. No i jakoś tak o 16 mój tata wrócił z pracy i powiedział, że jutro pojedziemy do IKEA (nwm jak się odmienia). A jak tam to też po ciuchy, ogólnie miałam go poprosić żebyśmy pojechali, bo kilka shirtów są za krótkie i chcę je wymienić na nowe. Poza tym zaczęły mi się podobać bluzki na jedno ramię, a szczególnie takie sweterki. Już czaję się na taki jeden za 79 zł z CUBUS.  Czyż nie jest fajny?

Oto również kilka z bluzek, które mam na oku

Do tego kilka t-shirtów białych , bo takie najbardziej lubię. Jeden jasno szary długi sweterek i chcę jakieś rurki jasno szare. Ogólnie na przyszły rok mam taki pomysł, żeby nie nosić do szkoły żadnych bluz, tylko sweterki, bo w nich lepiej się czuję. Czyli ogólnie tak:
Trampki, rurki, tunika lub t-shirt (ewentualnie nierozpinany sweterek), długi (czasami krótki) sweterek, naszyjnik lub chusta.

No i to tyle na dziś. Jutro na zakupy.

PS Zaczęłam zapuszczać włosy chcę mieć do mniej więcej pasa. I zaczęłam sobie robić bransoletki z muliny. Werze już jedną zrobiłam a’la warkoczyk taka super prosta do zrobienia.
No Narka :*

czwartek, 9 lutego 2012

Wczoraj.

Hym... Wczoraj zbyt fajnie nie było. Przeciwnie. Gorzej byc nie mogło. :(
Wstałam o 6 rano, czyli jak na ferie zdecydowanie zbyt wcześnie. Ubrałam się, wzięłam wszystkie wypisy, wpisy ze szpitala, wyniki badań i pojechaliśmy do Gdańska. Mój tata pojechał do pracy, a ja do 10:30 czekałam na cystografię. Ogólnie powinnam miec to badanie o 10:00, ale poszłam na nefrologię (pielęgniarki się cieszyły :D Te mnie chyba lubią, nie jak te w Warszawie). Przeraża i zasmuca mnie, że jak tam weszłam to połowa oddziału powiedziała 'Hey, Wera. Co tam?'. Zdecydowanie zbyt często tam jestem.
Cystografia taka jak zawsze. Na korytarzu ciągle ktoś krzyczy, pacjenci wychodzą cali w łzach. Ja wpadłam w jakiś amok, rzucałam się o ściany i teraz wszystko mnie boli.
Yh... Po tym badaniu byłam tak wyczerpana psychicznie i fizycznie, że zbytnio nie pamiętam co dalej było. Musieli mi wymienic wenflon, bo żyła mi nie wytrzymała. Miałam USG. Coś tam wyszło, że pod lewą nerką ten krwiak się nie zmniejszył, ale powinnien się wchłonąc. Pytali się mnie czy mnie czasem coś boli, powiedziałam, że nie, jak zawsze. Czemu? Z głupiej niechęci do szpitala.
Oki-doki. Później liczyli mi eGFR, porównywali wyniki z grudnia, kazali pokazac zeszyt, w którym mam zapisane ciśnienie, które mieżą mi raz na tydzień. Siedziałam i tylko przytakiwałam. Mój tata opowiadał o tym jak się wszystko zaczęło, bo pierwszy raz na dyżurze był ten lekarz. Opisac 12 lat mojej choroby w 20 minut. Szacun.
Doktor powiedział, że w maju będę miała znowu cystografię. Pff... Jeszcze czego. Z mostu szybciej skoczę. Miałam to 5 razy i nigdy więcej. Ogólnie jakaś tam poprawa jest. Potem oczywiście niby miłe pytania typu 'No a jak w szkole? Masz jakieś przyjaciółki? Jak się uczysz? A zwierzaka jakiegoś masz?' Zawsze te same. :/ Mogliby chociaż trochę się wysilic i zapytac o coś innego. No ale potem wbicie noża w plecy - 'Coś z drugą nerką się dzieje. Kiedy miałaś tą operację? We wrześniu zeszłego roku, tak? A więc posłuchaj. Coś mi się tam nie podoba, więc umówmy się na tomograf, okey?'. I co ja mam powiedziec? Nie, nie chcę? Jeśli mam zamiar odmówic cystografii to tomograf zniosę. Ale wiem jak się zaczyna. Najpierw tomograf, potem cystografia, operacja. Może mnie jeszcze do tego piekła wyślą <czyt. chemia>. O nie. Raz tam byłam i nie. Chcę miec włosy i nie chcę wymiotowac przez tydzień.
O 16 byłam już w domu. Odwinęłam niektóre bandaże, żeby zobaczyc rany, a te które mi przeszkadzały zdjemowałam. Ogólnie wyglądałam jak mumia i zombie w jednym.
Na gg pisałam z Anką i Cinkiem, trochę o badaniach, trochę o innych rzeczach. Czas szybko zleciał, prawie skończyłam 'Telefon' Michael'a Connelly'ego. Teraz będę czytac lekturę. Jestem na 60 stronie. Ale chyba przeczytam streszczenie. :D
Hah. Trochę chyba zbyt dużo o mojej chorobie dzisiaj było...
Edit: Zdjęcie z wakacji. Brakuje mi ich :(
Ręce Liska. Z tyłu widac pola, gdyby iśc trochę dalej torami doszlibyście do Strumyka. To tam jest najlepiej. Zawsze tak było i zawsze tak będzie. :)

wtorek, 7 lutego 2012

Nartki :)

Siema Eniu!


Dzisiaj ledwo żyję. Od 10 męczyłem się na czerwonych trasach w Szklarskiej Porębie. Ciągle tęsknię na Czuczem i jej piękną właścicielką... Właściwie to nie ma co opisywać, jeszcze się nie wyglebałem, ale liczę na Glebę Roku :D . W końcu dodam siebie do Nas. Dam swoje sexi zdjęcie, everybody happy :D .

poniedziałek, 6 lutego 2012

U Czu Czu

Miałam nie pisac, ale coś mi się nie udało... 4 dni, i tak nieźle.
Wszyscy wyjechali. :/ Prawie. Anki nie ma, Marcina, Emi chyba też, Luiza... Dobrze, że przynajmniej Lisiu został. I Olga, Monika. Ale i tak czuję się jakoś pusto. :( Nie widziałam się z Cinkiem od środy, nie pisaliśmy od soboty, zapewne dlatego.
Oki, co ja wczoraj robiłam? Byłam z Anką. :D Przede wszystkim - brawa dla mnie. Myślałam, że Anka wyjeżdża w pierwszym tygodniu. Tylko o 8 dni mi się pomyliło. I tak nieźle.
Poszłyśmy nad Strumyk, ale pies Karoliny <dobrze pamiętam?> poszedł za nami. Wychodził ciągle na ulicę. Jakiś facet pokazał nam ręką, że mamy go zabrac. Anka do niego: 'Weź idioto, nie mój pies'. A potem jak pojechał: 'On miał okno otwarte, co nie...?'. Szłyśmy po torach, bo fajniej. Co chwilę w ziemi były takie dziury. Ja się ich bałam. XD Najlepsze jak Ania powiedziała: 'Do każdej dziury można coś włożyc'. Moje oczy - o.O. Jak powiedział kiedyś Marcin - 'Ah, te niedopatrzenia w tekście'.
Przez cały czas jak szłyśmy darłyśmy się: 'CZU CZU!' albo <to raczej ja> 'KOTY! KOTY! KOTY!'. Nie przyszła. :( Chyba już nie wróci... Piratki też nie ma. :( Z Olgą łączymy się w bólu po stracie kota. :(
Doszłyśmy do dosyc dużego pagórka. Chciałyśmy przyjśc jeszcze raz i zjechac z niego na sankach. Byśmy sie zabiły, ale mówi się trudno. Jak wracałyśmy to Tofik <ten pies co za nami poszedł> nie chciał iśc. Krzyczałyśmy żeby przyszedł, a ten idiota pobiegł tak jak szłyśmy najpierw *facepalm*. Poszłyśmy torami, a on przez pola, koło domu Maksa L. i Adriana. Ale i tak Tofik jest fajny. Ma dredy. XD
Jak wróciłam to na gg z Liskiem sporządziłyśmy listę co będziemy robic podczas wakacji. Lisiu - miałam jeszcze kilka pomysłów. Zapisałam je sobie na ręce, a potem poszłam się myc, wszystkie się zmyły. Żadnego nie pamiętam. XD Na to się chyba trzeba leczyc... I ta twoja piosenka. :D Nie mogę z niej.
Oki. To jeszcze napiszę o niedzieli. Byłam u Lisia. :) Pograłyśmy trochę w Simsy, pogadałyśmy, a potem miałyśmy iśc nad Strumyk, ale Lisek chciał najpierw do swojej babci po coś tam. O! Po kasę! Ja cały czas mówiłam o tym, że będę rządzic całym światem :D Bo będę! Jak KTOŚ załatwi mi w końcu tą Europę...
Lisek chciał przejśc koło budowy, więc poszłyśmy krótszym przejściem przez takie podwórko. Nie pamiętam kogo, ale Lis może tam sobie przechodzic kiedy chce. Błąd. Tam był taki śliiiiiiiiiczny kotek. <33 Zakochałam się. Ale Lisek zaczął mnie ciągnąc, że nie mój kot. Ja, że go im zabiorę. XD A potem taki facet co tam mieszka wyszedł. :D Zdjęcia kici:


Robione fonem, dlatego słaba jakośc, ale pierwsze nawet ładnie wyszło. Hym... Jak wróciłam jarałam się dwiema rzeczami. Pierwsza:


Ciasto z maryśką. Gdybym była głupsza <tak, da się> to bym cpała. No ale chcę jeszcze trochę pożyc <moje nerki + marycha, amfa itp. = Kaboom! Wery nie ma>. To przez to reggae zaczęły mnie wgl obchodzic. Ruch Rastafari uważa, że marihuana powinna byc legalna. Co więcej - w swoich obrzędach, regularnie cpają i posługując się jakimś cytatem z Biblii udowadniają, że Bóg chciał żebyśmy wykorzystywali rośliny tak jak chcemy i w jaki sposób chcemy. Mądre nawet.
Druga rzeczy to mój ukochany Simon's Cat. Zastępuje mi Czu Czu. Z Olgą w 6 klasie na przerwie oglądałyśmy książkę z nim. <33 Oto i on:

Normalnie kocham tego kotka. <33 Dobra, notka wyszła dłuższa niż myślałam. Pisałam ją 40 min!! Nieźle. Paaa!

niedziela, 5 lutego 2012

Sue Sue!

?! Czemu takie powitanie? 
A bo tak c'nie Wera . A tak na serio tak witają się Simowie. Mam taki Simowy Czas. Od początku ferii. Godzina, dwie ewentualnie 4. Usunęłam nową rodzine i zaczęłam grać moją starą Simką, która nazywa się Karmina Lucard. Była wampirem, ale za dużo podróżowałam i często miałam nastrójnik "Osłabiona" ze względu na słonce.
Ok. Zacznę ją przedstawiać.




Moją ulubioną simką Karmina Lucard. Ma 21 lat (młody dorosły). W wieku nastoletnim z rodzinne wsi przeprowadziła się do bliskiego miasteczka Sunset Valley. Zaprzyjaźniła się z właściwie z każdym kogo tam poznała i zaczęła być sławą. Teraz jest najsłwaniejsza w mieście. Kocha podróżować i dzięcki jednej z jej cech, którą jest odwaga wypełnia wiele misji i zdobywa punkty wizy. Z zawodu jest rzeźbiarką robi najlepsze rzeżby. Jest duszą artysty i zręczną rzeźbiarką. Karmi ma wiele hobby. M.in. jest wynalazcą, majsterkołiczem, zagorzałym sportowecem i ogrodnikiem. Gra trochę na gitarze, fortepianie i kontrabasie. Ostatnio po wizycie we Francji zaczęła wyrabiać nektary. Simka ma wielką kolekcję drogich kamieni i metali i nieco mniejszą kolekcje owadów. Niedawno otworzyła galerię z kamieniami. Ma własną zakupioną plaże i basen. Uwielbia kolor morski , muzykę reggea roots (cokowiek to roots znaczy) i homara z wody.

Kilka następnych postów to jej zdjęcia.

Buziaczki . ! PAPA